Monotematyczna, czemu? Ano znowu upolowane klamoty. To już chyba choroba. Ach... Ale decou nie zaniedbałam o nie! Ale to za chwilę.
Najpierw upolowane skarby, na gorąco dzisiaj (tak, o 8 rano na giełdzie!) upolowałam:
Taka doniczka małych rozmiarów... myślę sobie, że po remoncie sypialni jak znalazł...
Zawsze chciałam mieć takie coś ;)))) Szklane coś ;)
Mój M. : Ta, następna rzecz do mycia ...(zmywa on, stąd ten optymizm;)
Urocze słoiczki, szkoda, że bez pokrywek. Mają kształt beczułek po mleku. Chyba była w niej śmietana, ale nie znam niemieckiego...
I uwaga, słój kupiony dzisiaj, a klamerki jakiś czas temu...
Ach, wzdychałam ci ja do nich... Nie były może tanie- jak na używane klamotki, ale są moje i już!
A teraz udowadniam, że się nie lenię:
Pamiętacie świeczniki? Oto odsłona pierwsza:
A teraz krzesła, które to malowanie przypłaciłam zdrowiem własnym. Tak moi mili. Przeziębiona jestem na maksa. Ale już lepiej... Więc nie warto się nad tym roztrząsać. Malowałam na tarasie, słonko grzało, ale wiaterek zdradliwy przewiał mnie i gotowe. A właśnie, że nie gotowe! Nie gotowe krzesła. Bo chora i serwetek mi zabrakło. I tkaniny nie wybrałam.... Nie zdążę przed jutrzejszym jarmarkiem. Trudno...
Ale postęp prac widać:
Trzymajta za mnie kciuki jutro, bo handelek się szykuje w skansenie!
Pa!
...